Beltane. Święto ognia i miłości. Dla większości nieświadomych to początek długiego weekendu majowego.
Poranek powitał nas słońcem i ciepłym tchnieniem. W taki dzień nie zostaje się w domu. W taki dzień należy rozpalić ogień, niezależnie jakim Bogom się cześć oddaje.
Wraz z synem i przyjacielem wyruszyliśmy w poszukiwaniu miejsca gdzie zapalimy Ogień. Pierwotny plan przewidywał Ślężę. Jednak zniechęciła nas ilość rozkrzyczanych turystów. My szukaliśmy spokojnego miejsca na Ogień.
Skierowaliśmy się w stronę Góry Raduni.
I tu nastąpiło zakochanie.
Radunia owionęłam nas magią, kiedy tylko weszliśmy w porastający ją las.
Stałam długo, otulona ciszą natury, w której jedynymi dźwiękami był wiatr w koronach drzew i śpiew ptaków. Ten zaś koił zmysły, wyciszał emocje. Zbierałam w sobie światło, przebijające się wąskimi pasmami przez zieleń drzew. Przyglądałam się duchowi Raduni, który przysiadł na skale, między drzewami. Pozornie znudzony, uważnie obserwował każdego, kto wchodził na jego teren.
Nieznacznym skinieniem dał przyzwolenie.
Odprowadził nas spojrzeniem.
Szłam czując przypływ mocy, innej niż te, które już poznałam. Radunia obdarzała inną siłą.
Ukazywała na każdym kroku nowe piękno, nowe zachwycenia i zakochania.
Kiedy dotarłam do miejsca mocy, w którym duchy poprosiły o ofiarę, wiedziałam już, że jestem zakochana po uszy. Zakochana od pierwszego wejrzenia w Raduni.
Przyniesiona ofiarę złożyłam w wyznaczonym miejscu. Wibrowało specyficzną mocą. Koiło i pobudzało jednocześnie.
Tam też pojawił się anioł.
Zaraz potem Absolut objawił się w kolejnej odsłonie. W brzozowym gaju tańczyły leśne panny, brzozy, w swych białych sukienkach, uwodząc roześmiane świerki i klony. Wtórowały im lipy i sosny. Las zrobił sie na chwilę gwarny od ich śmiechu. Tylko na moment umilkły, przyglądając się nam beztrosko, z nieco wyzywającą miną. Zaraz potem wróciły świętować budzącą się miłość. Ta objawiała sie w pąkach i kwiatach.
Chwile później zachwycił nas widok. Naturalny taras był stworzony do podziwiania starszej siostry Ślęży. Ta zaś ukazała się w pełnej krasie.
Szukając miejsce dla Ognia, zobaczyłam dwa małe Enty, bawiące się na stromym zboczu. Las w tym miejscu dawał złudzenie uczestnictwa w Tolkienowskiej księdze.
Ogień zapłonął na małej polanie, przy drodze. Uczczony grą na bębnie, nakarmiony drewnem i igliwiem.
Zbłąkanym turystom, szukającym ciszy pozwalał odpocząć.
Zapraszaliśmy ich do Ognia. Ci, którzy przy nim się posilili, odeszli z nowymi siłami. Z nowym światłem i lekkością uśmiechu, sycąc się magią Raduni.
Przy moim Ogniu, gdziekolwiek on będzie, zawsze znajdziesz miejsce dla siebie.
Poranek powitał nas słońcem i ciepłym tchnieniem. W taki dzień nie zostaje się w domu. W taki dzień należy rozpalić ogień, niezależnie jakim Bogom się cześć oddaje.
Wraz z synem i przyjacielem wyruszyliśmy w poszukiwaniu miejsca gdzie zapalimy Ogień. Pierwotny plan przewidywał Ślężę. Jednak zniechęciła nas ilość rozkrzyczanych turystów. My szukaliśmy spokojnego miejsca na Ogień.
Skierowaliśmy się w stronę Góry Raduni.
I tu nastąpiło zakochanie.
Radunia owionęłam nas magią, kiedy tylko weszliśmy w porastający ją las.
Stałam długo, otulona ciszą natury, w której jedynymi dźwiękami był wiatr w koronach drzew i śpiew ptaków. Ten zaś koił zmysły, wyciszał emocje. Zbierałam w sobie światło, przebijające się wąskimi pasmami przez zieleń drzew. Przyglądałam się duchowi Raduni, który przysiadł na skale, między drzewami. Pozornie znudzony, uważnie obserwował każdego, kto wchodził na jego teren.
Nieznacznym skinieniem dał przyzwolenie.
Odprowadził nas spojrzeniem.
Szłam czując przypływ mocy, innej niż te, które już poznałam. Radunia obdarzała inną siłą.
Ukazywała na każdym kroku nowe piękno, nowe zachwycenia i zakochania.
Kiedy dotarłam do miejsca mocy, w którym duchy poprosiły o ofiarę, wiedziałam już, że jestem zakochana po uszy. Zakochana od pierwszego wejrzenia w Raduni.
Przyniesiona ofiarę złożyłam w wyznaczonym miejscu. Wibrowało specyficzną mocą. Koiło i pobudzało jednocześnie.
Tam też pojawił się anioł.
Zaraz potem Absolut objawił się w kolejnej odsłonie. W brzozowym gaju tańczyły leśne panny, brzozy, w swych białych sukienkach, uwodząc roześmiane świerki i klony. Wtórowały im lipy i sosny. Las zrobił sie na chwilę gwarny od ich śmiechu. Tylko na moment umilkły, przyglądając się nam beztrosko, z nieco wyzywającą miną. Zaraz potem wróciły świętować budzącą się miłość. Ta objawiała sie w pąkach i kwiatach.
Chwile później zachwycił nas widok. Naturalny taras był stworzony do podziwiania starszej siostry Ślęży. Ta zaś ukazała się w pełnej krasie.
Szukając miejsce dla Ognia, zobaczyłam dwa małe Enty, bawiące się na stromym zboczu. Las w tym miejscu dawał złudzenie uczestnictwa w Tolkienowskiej księdze.
Ogień zapłonął na małej polanie, przy drodze. Uczczony grą na bębnie, nakarmiony drewnem i igliwiem.
Zbłąkanym turystom, szukającym ciszy pozwalał odpocząć.
Zapraszaliśmy ich do Ognia. Ci, którzy przy nim się posilili, odeszli z nowymi siłami. Z nowym światłem i lekkością uśmiechu, sycąc się magią Raduni.
Przy moim Ogniu, gdziekolwiek on będzie, zawsze znajdziesz miejsce dla siebie.
Natura tworzy najpiękniejsze kompozycje
Agnieszko,zazdroszczę Ci, gdyż ja wraz z moim lubym wybraliśmy się w Beltane na Ślężę. Marzyliśmy o tej wyprawie od dawna. Pięknie tam, ale turystów było baaardzo dużo i tak jak pisałaś -rozwrzeszczanych. Dodatkowo bezczeszczących pamiątki po naszych przodkach, a jakby tego było mało była i pielgrzymka jakaś... :/
OdpowiedzUsuńLiczyłam, że znajdziemy tam ciszę, że duch naszych przodków da znać o sobie, że Ślęża obdarzy nas mocą.. niestety nie udało się.
Ale na pewno wybierzemy się tam jeszcze raz, ale nie w tzw weekend majowy.
Na Radunię też mieliśmy się wybrać, ale niestety już nam nie starczyło czasu.
Pozdrawiam ciepło :)
Natalko na Ślężę to najlepiej jechać w środku tygodnia i w chłodny dzień (ale nie pochmurny, bo tam są niebezpieczne burze). Inaczej będziesz miała stado niedzielnych turystów.
OdpowiedzUsuńZapraszam też na wycieczkę w Góry Sowie. Tam tez jest sporo turystów, ale przynajmniej cichych, a szklaki dzikie i nie zauważa się tych tłumnych pielgrzymek.
Poza tym nie lubię patrzeć jak profanuje sie na Śleży stary kult na rzecz nowego. Zawsze mnie korci by wdrapać sie na krzyż i zrobic sobie zdjęcie :D
Mój towarzysz dokładnie to samo powiedział o krzyżu co Ty ;)
OdpowiedzUsuńI słusznie :) Bo albo równe prawo dla wszystkich, albo równa profanacja :)
OdpowiedzUsuń