Opowieść o kniaziównie i Duchu Gór



[Ta baśń jest nieco inna niż dotychczasowe. Opowiedział mi ją dobry przyjaciel. Najstarszy z buków w Górach Sowich, który zna wiele takich historii. Dedukuję tę opowieść moim dwóm przyjaciółkom. Jedna czaruje szamańskim śpiewem, druga zaklina magię w srebro. Aga Sobel i Johanka Filas, to dla was, za Waszą miłość do buków i przyjaźń dla mnie.]



Dawno temu za rzekami i morzami było miejsce pełne gór i lasów. Góry może nie były zbyt wysokie, za to piękne. Od wiosny do późnego lata mieniły się odcieniami zieleni, a jesienią pokrywały się kobiercami czerwieni, żółci i pomarańczy, zimą zaś skrywały się pod białą kołdrą śniegu. Z gór spływały wartkie i czyste strumienie, zioła pełne mocy obrastały zbocza gór, a w lasach pełno było zwierzyny.
Ludzie, którzy przybyli w to miejsce pokochali je od razu i postanowili zbudować tu swoje domy.
Z czasem ich osady rozrosły się, a nawet powstało kilka kasztelani. Kniazie założyli silne rody i zbudowali szlaki handlowe w inne rejony świata. Jednak cienie gór skrywały także swoje tajemnice. Kilku wojowników odkryło w górach twierdzę potężną. Mówiono, że jej panem jest potężny Czarnoksiężnik, który ni to duchem ni człowiekiem się wydaje. Mówiono też, że potężne rody kniaziów swoją siłę i władzę zdobyły z jego pomocą.

Teraz kniaziem Sowiego Grodu u stóp gór był Beor Mocny. Bogowie obdarzyli go siedmioma córkami ale nie dali mu męskiego następcy. Toteż Beor Mocny udał się w góry do tajemniczej twierdzy by prosić czarnoksiężnika o pomoc. Co zyskał nikt nie wiedział, ale 9 miesięcy po powrocie żona powiła mu syna.
Chłopiec dorastał w szczęściu i dostatku, rozpieszczany przez rodziców i siostry, ale im był starszy tym jego ojciec smutniejszy.
W dniu, gdy chłopiec skończył lat 7, a kniaź z rodziną i gośćmi ucztowali, do sali biesiadnej wszedł nie zaproszony gość.
- Witaj Beorze – Powitał gospodarza i nie czekając na odpowiedź dodał. – Przyszedłem po swoją zapłatę.
Kniaź zbladł, w izbie zapanowała cisza.
- Nie jestem gotów… - Beor gestem nakazał swoim wojom stanąć wokół rodziny.
- Chciałeś syna, w zamian obiecałeś oddać mi jedną z córek, jako zapłatę. Teraz odmawiasz dopełnienia umowy? – Na surowej twarzy maga przelotnie pojawił się cyniczny uśmiech.
- Nie mogę oddać ci żadnej z córek na własność. Ich przeznaczeniem jest wyjść za mąż za kniaziów i dać im…
- Ojcze… - Najmłodsza z dziewcząt, śliczna i mądra Mudar wyminęła wojów i wyszła przed ojca. – Jeśli taka była cena… Zapłacę ją.
- Nie! – Beor krzyknął ale w tej samej chwili izbę rozświetlił potężny błysk, a wicher uniósł w górę kurz i gobeliny. A gdy wszystko ucichło po magu i córce kniazia ślad nie został. Co się potem działo w Sowim Grodzie można się tylko domyślić, kronikarze jednak niewiele o tym piszą.
Ale Mudar nie zginęła. Czarnoksiężnik w magiczny sposób przeniósł dziewczynę do swojej twierdzy.
- Podoba mi się twoja uczciwość. – Powiedział do oszołomionej i wystraszonej dziewczyny. – Jestem Ysbryd Coedwig, a ty jak masz na imię?
- Mudar.
- Ładnie. Od teraz będziesz mieszkała tutaj. Kiedy cię wezwę przyjdziesz do mnie. Poza tym znajdź sobie jakieś zajęcie.
Po tych słowach odszedł.
Kniaziówna zamieszkała w twierdzy. Rzadko widziała gospodarza, a gdy ją wzywał do siebie by towarzyszyła mu przy wieczerzy, rozmawiali mało. Miał zwykle surowy wyraz twarzy, z której trudno było wyczytać emocje. Wydawał się nie być ani stary ani młody, mówił niewiele, za to czasem w oczach pojawiały mu się dziwne błyski.
Kiedy bywała sama spacerowała po górach i przyglądała się ogrodom Ysbryda i jemu samemu.
Powoli odkrywała coraz więcej.
Pewnego dnia, z początkiem jesieni, gdy lasy i góry pokryły się kolorowymi kobiercami, a słońce miło grzało, Mudar nieśmiało weszła do komnaty Ysbryda.
- Pokażesz mi dziki las? – Spytała cicho.
Ysbryd przyjrzał się jej uważnie. Przez lata przywykł do samotności ale w kniaziównie było coś uspokajającego i ulotnego, co go intrygowało. Wyczuwał w niej magię, jak w każdej siódmej córce. A do tego lubił jej towarzystwo.
- Dobrze, chodźmy.
Zabrał ją do miejsca, gdzie rosły dzikie krzewy leśnych jeżyn i jagód. Dziewczyna ze śmiechem zrywała je i przynosiła mu w fałdzie sukni.
- Wiem kim jesteś. – Powiedziała, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi.
- Doprawdy?
- Jesteś  Duchem Gór, chronisz je i pielęgnujesz. Gdy chcesz być widoczny, jesteś jak człowiek, ale czasem płyniesz przez las niczym szary obłok. Dajesz też ludziom to czego pragną, za wysoką cenę. I wielu jest gotowych zawrzeć każdy pakt byle zyskać władzę, bogactwo czy silny ród, jak mój ojciec.
- A ty byłabyś gotowa zapłacić życiem swoich bliskich za marzenia?
- Nie. Choć nie wahałabym się oddać za nie swojego życia. Jak i za życie tych, których kocham.
- Dlaczego? Mogę sprawić, że urodzisz silnych potomków, zyskasz władzę, mogę pokazać ci żyły złota w skalnych szczelinach.
- Wolę żyć w zgodzie z naturą i cieszyć się darami, które dostaję każdego dnia. Na co mi władza, bogactwo, czy nawet silny ród, jeśli naruszę tym czyjąś wolę, szczęście i wolność? Nie, Ysbrydzie, nic nie jest tego warte. Zostanie mi życie w iluzji, nie prawdziwe szczęście.
- Ty jednak ponosisz konsekwencję wyboru twego ojca.
- Nie zupełnie. Zgodziłam się zapłacić za niego cenę. Dlatego tu jestem. Takk jak inni, którzy mieli być ceną, a stali się drobnymi historiami w twoim życiu.  Nigdy nie naruszałeś ich woli. Teraz twoje ogrody pełne są tych, którym u kresu życia oszczędziłeś cierpień zamieniając ich w drzewa, krzewy i kwiaty.
- A ty Mudar, jakie miejsce chcesz zająć w moim ogrodzie? – Spytał spoglądając na nią z uznaniem.
- Spokojne – Uśmiechnęła się ciepło.
- Mam chyba lepszy pomysł. – Zaśmiał się. Pocałował kniaziównę i wykonał znak na jej czole.
Dziewczyna poczuła jak magia Ducha Gór łączy się z jej własną magią i wypełnia ją całą.
- Teraz będziesz taka jak ja.
Tak się też stało. Ysbryd pojął za żonę mądrą kniaziównę i dał jej magię, która uczyniła ją jemu podobną. Razem przemierzali górskie szlaki. On chronił i pielęgnował skalne ścieżki i lasy. Wiosną uwalniał strumienie spod lody, a jesienią usypiał drzewa i krzewy. Ona zaś wyplątywała zwierzynę z sideł kłusowników, a zimą wynajdywała dla saren soczyste gałązki i kępy traw. A gdy nadchodziły mroźne noce, spędzali je na długich rozmowach.
Ysbryd nie czul się już samotny, a choć surowość nigdy nie zniknęła z jego oblicza, to często na nim teraz gościł uśmiech i spokój, jaki dawała mu żona.
Postanowił też dać jej dar, od siebie w podzięce za jej mądrość i ukojenie, które mu dawała.
Stworzył więc drzewo o korze gładkiej jak jej skóra.
- W tym drzewie zaklęty jest twój urok, Mudar. – Powiedział prowadząc ją do ich ogrodu. – Moc  uzdrawiania. Da ludziom ukojenie, siły i oczyszczenie. W jego energii szukać będą płodności i witalności ludzie i zwierzęta. W jego konarach zamieszkają sowy, by głosić twoją mądrość, żono. Pod jego koronami ludzie będą budować domy, by czuć się bezpiecznie i spokojnie. To twój śpiew, moja droga Mudar.
- I twój, Ysbrydzie, Duchu Gór. To najpiękniejszy dar, jaki mi dałeś. Dar miłości, który nie przeminie.- Dziewczyna zaklaskała w dłonie, a wtedy liście drzewa nabrały cząstki jej duszy. Wyrosły też nowe pędy, które z dwóch pni tworzyły jedno drzewo. Tak właśnie na ziemi pojawiły się buki.
Od tego czasu bukowiny wyrastały wszędzie, gdzie okiem można było sięgnąć. Wiele z nich tworzyło pary z jednego korzenia wyrosłe, jakby chciały opowiedzieć historię Mudar i Ducha Gór.
Ludzie sadzili te drzewa w świętych gajach, oraz w pobliżu swoich domów, by złe czary i nieszczęścia odegnać. Z liści bukowych napary pito, by spokój w serce wlać i ciało uzdrowić.
Do dziś też ci, którzy mają serca otwarte i chciwość w nich nie gości, mogą czasem spotkać Ysbryda i Mudar, przechadzających się między bukami.

Agnieszka Cupak

.....................................
Autor obrazu: Brian McGovern

Komentarze

Prześlij komentarz