Anioły nie muszą być łagodne

Drażni mnie słowo „miłość”. Serio. Nadużywane „kocham cię” zaczyna przynosić odwrotny skutek. Przynajmniej dla mnie.

Idę na spotkanie z trenerem rozwoju osobistego, prowadzącym też zajęcia z regresu. Większość osób na spotkaniu to kobiety. Każda ślicznie uśmiechnięta, ubrana na jasno, pełna spokoju. Witają mnie ciepłym głosem i zapewniają, że teraz anioły poprowadzą mnie przez życie, tylko mam się otworzyć na ich światło.

Ok., jestem otwarta.

Trener opowiada o aniołach, o medytacji, przebaczaniu i miłości. O Bogu… Nie mówi, o jakim, i chwała mu za to. Potem tłumaczy, czym jest regres. Uprzedza, że nie jest łatwo zaakceptować fakt, że w przeszłości mogliśmy być kimś złym.

Nie podoba mi się określenie „zły”, zwłaszcza w zestawieniu z kolejnym zdaniem o nie ocenianiu. Każdy mówi o tym, że ocenianie innych nie jest właściwe, a jednocześnie każdy jakoś tam ocenia. Sama się tego uczę i wiem, jak trudne jest to zadanie.

Miłe panie opowiadają o swoich kontaktach z aniołami, ich świetle i miłości, jaką odczuwają na każdym kroku. Wszystko przeplatane jest powtarzanym sobie na każdym kroku „kocham cię”, tylko „Miłość”.

Potem każdy, niczym afirmację, powtarza, że kocha siebie i kocha świat, kocha ludzi, kocha swoich wrogów.

Mam mdłości.

Mówię, że też widuję anioły. Patrzą na mnie nieco dziwnie, ale nikt nie kwestionuje. Choć tyle dobrego.

- Co anioły zmieniły w Twoim życiu? – Pyta w końcu trener. – Na pewno zauważyłaś, że teraz życie jest piękniejsze, łatwiejsze…

- Nie. – Przerywam. – Nie jest łatwiejsze, bo anioły nie są łagodne.

Zapada niezręczna cisza. W końcu któraś z pań nieśmiało zauważa, że w astralu wiele jest istot duchowych udających anioły. Przytakuję potwierdzająco i słucham dalej. Pani ośmielona tym robi krótki wykład na temat aniołów opowiada o ich sposobie działania, ze poza miłością i czystą dobrocią oraz pocieszeniem nas, dają nam tez to, o co prosimy. Dlatego modląc się do nich i prosząc otrzymujemy wszystko. Anioły są czystą dobrocią i prawdą.

- Nie przeczę. – Znów przerywam. – Są dobrocią i prawdą. Tyle, że prawda nie zawsze jest miła. Uświadomił mi to boleśnie pewien Anioł Prawdy, który zepchnął mnie na dno mnie samej, tylko, dlatego, że wciąż zamiatałam pod dywan osobowości swoje lęki, frustracje, matryce, bolączki. Zepchnął mnie tam gwałtownie i mało łagodnie. Pokazał bagno odsuniętych spraw, półprawd i prawd wygodnych dla mnie. Zdjął zasłonę iluzji i zaślepienia z moich oczu, a potem mało delikatnie skopał tyłek mojemu ego. Na koniec podał świetlistą dłoń i pomaga mozolnie wspinać się z mroku do światła.

- To nie mógł być anioł, one są Miłością… - Oburzyła się inna pani.

Uśmiecham się tylko.

- Anioły są miłością, ale czasem okazują ją w niestereotypowy sposób. – Mówię po chwili by przerwać krępująca ciszę. – Moje doświadczenie uczy mnie też, że czasem droga wewnątrz siebie, która ma nas zaprowadzić do tego, co wielu nazywa: „Bóg jest Miłością” bywa bolesna i trudna. A anioły? Nie zawsze są łagodne. Dają nam to, czego potrzebujemy, na co jesteśmy gotowi i jak jesteśmy w stanie to przyjąć.

- Więc uważasz, że tkwimy w iluzji? – Pyta trener.

- Nie. Nie oceniam tego, bo każdy z Was we własnym wnętrzu wie, co myśli, czuje, jakie ma w sobie wzorce i jak one działają. Albo jeszcze sobie ich nie uświadomił, albo już przepracował. I każdy dostaje to, co jest gotowy przyjąć. Być może moje anioły nie są łagodne, bo tylko pokazanie bolesnej prawdy pobudzi mnie do działania. Każdy z ans widzi je na swój sposób, a prawdę o nich znają tylko one same.

- Czyli nie chcesz podążać drogą miłości? – Pyta z niedowierzaniem starsza pani w jaskrawożółtej bluzce.

- Może jeszcze nie jest jej czas, musi doświadczyć czegoś innego. – Wyjaśnia głośno smukła blondynka.

- Nie odrzucam miłości, po prostu wole ją w działaniu niż w słowach. Ale to moje doświadczenie. Każdy potrzebuje czegoś innego. Jak aniołów…Każdy z Was tutaj ma rację i jednocześnie każdy się myli. Zależy od miejsca gdzie się siedzi.

Ludzie nie lubią prawdy. Tej szczerej i prawdziwej, bo bywa nieraz przykra i bolesna. Dlatego z zachłanną lubością chwytamy się komplementów, a jeśli dwie osoby zwracają nam na coś uwagę, chętniej przyjmujemy do siebie, te bardziej korzystne i wygodne dla nas.

To naturalne, zjawisko i nie ma w nim nic negatywnego. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, wpadnięcia w iluzję. Dotyczy to zwłaszcza szeroko rozumianego rozwoju duchowego.

Ten, jak wiadomo, polega w dużej mierze na pracy nad sobą, przebudowie swego wnętrza, czasem nawet osobowości i spojrzenia na świat. Pozbycia się lęków, starych matryc i zastąpienia ich nowymi, lepszymi wzorami i wiarą.

Powiedzieć łatwo, wykonać trudniej. Technik sprzyjających temu jest wiele. Najczęściej sięgamy po afirmacje i medytacje. Niektórzy zaopatrują się w wiele mądrych książek z zakresu treningów osobowości, wypełniają arkusze radykalnego wybaczania, zapisują się na kursy asertywności itd., itp.

I po kilku tygodniach, wielu stronicach dalej, nagle przedstawiają się światu: Popatrzcie, oto nowy(a) Ja.

I bardzo dobrze, że coraz więcej osób zagłębia się w siebie, że wchodzi na drogi rozwoju duchowego. Pytanie tylko, czy zgodnie z naturą odrzucania boleśniejszej prawdy, nie popadamy w pewne iluzje i nie dostrzegamy tego, co ukryte jeszcze głębiej?

Czasem odnoszę wrażenie, że niestety tak.

Oczywiście wiem, że każdy otrzymuje tylko tyle i to, co gotowy jest przyjąć i zaakceptować. I bynajmniej nie twierdze, że każdy rozwój duchowy, każda ścieżka jest twarda, trudna i bardzo bolesna, i że funduje nam niemiłe doświadczenia emocjonalne. Nie. Czasem, jak mówią, wystarczy otworzyć oczy by się obudzić.

Czasem jednak nie, więc warto w tym naszym rozwoju duchowym być czujnym i obiektywnym, bo łatwo wpaść w pułapkę zaślepienia dobrze wykonaną pracą nad sobą, gdy tymczasem to dopiero może być jej początek. Sama tego doświadczam czasami i Bogu dziękuję, że zesłał mi dobre, choć czasem mało łagodne anioły, które przypominają o obiektywizmie i nie pozwalają osiąść na laurach.

Wiem też, że każdy z nas ma swoja ścieżkę i wyobrażenie o niej. Czasem jednak warto wyjść poza stereotypy i spojrzeć z boku na siebie i swoje doświadczenia.

………………………………….

Tekst pisany kursywą jest fikcyjny, to tylko moje luźne rozważania nie koniecznie właściwe. No cóż siedzę na swoim stołeczku ;)

Komentarze

  1. Ja nie uważam aniołów za słodziutkie byty, miałam z nimi kilka kontaktów.

    Od mniej więcej 5 roku życia pojawiają się od siebie lub jeśli ja tego kontaktu potrzebuje, najczęściej w trudnych i/lub przełomowych momentach mojego istnienia.

    I nigdy nie mówią wprost...bo taka moją osobowość.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, ze nie tylko ja mam takie odczucia, bo juz się bałam, ze anioły powinny być jednak cukierkowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie :)

    Cieszę się, że znalazłam Twój Blog :)

    Ja też mam kontakt z Aniołami i powiem Wam jak niesamowicie zmieniłam swoje przekonania na ich temat.

    Ostatnio trafiłam na stronę, na której ktoś opisał 10 sposobów na kontakt z Aniołami. Ostatni podpunkt głosił: Bądź jak Anioł. Czyli bądź cichy, spokojny, a najlepiej to w ogóle udawaj, że Cię nie ma :)

    Pomyślałam; "Ale bzdura...Przecież Anioły takie nie są. Prawda?" A jak zadasz takie pytanie to odpowiedź jest już w drodze.

    Następnego dnia jechałam w autobusie jak zwykle słuchając ulubionej muzyki. W pewnym momencie, gdy muzyka osiągnęła kulminację poczułam jak z mojego serca strzela strumień światła.

    Jednocześnie kątem oka zauważyłam jak dwa moje anioły po prawej TAŃCZĄ :) Wow, to było niesamowite i to właśnie ich ruch przykuł moją uwagę.

    Szczęka mi opadła, naprawdę. Moje Anioły tańczące to najbardziej odjechanego hiphopowego kawałka :D

    Czyli to nie tak, że Anioły to ciche, spokojne i nudne istoty. Uwielbiają to, co mi daje energię i to, co ja lubię. Wow, to było moje odkrycie :D

    Tym właśnie chcę się z Wami podzielić.

    Dzięki wielkie :)

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Kasiu za te słowa.
    Anioly nie tylko tańczą, nie tylko mają wiele ludzkich odruchów. Zwłaszcza te, które często sa przy nas. Mają też sporo emocji. Fakt, ze nie oceniaja i chcą dla nas dobrze, nie znaczy, ze czasem się nie zirytują, nie zasmucą czy nie zaklną pod nosem.
    A rada by być jak anioł jest jak najbardziej słuszna, tylko chyba warto zweryfikowac co to znaczy :D
    Dla mnie byc, myślec jak anioł, to nie jest byc cichutkim, ale działać zgodnie z rytmem serca. Nie oceniać i nie osądzać, widzieć calościowo a nie tylko wyrywkowo, a pewne rzeczy akceptować jako naturalny cykl.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. zgadam sie w zupełnosci

    Pozdro

    Vanilia

    OdpowiedzUsuń
  6. witaj..
    przeczytałam ten artykuł z ogromnym zrozumieniem i nutką wdzieczności ... za prawdę..
    Anioł , który mną kiedyś potrząsnął abym sie w końcu -obudziła i spojżała na wszystko nie przez pryzmat ,,wygody i strachu,, ale poprzez prawdę i serce też nie był łagodny i uśmiechniety a surowy i poważny ...
    dziekuję mu dziś za to ,że sceną z mojego życia jaką mnie wtedy obdarzył otworzył mi oczy i dał do zrozumienia ,ze warto jest zająć sie tym -po co tu przyszłam... a nie uciekać przed sobą samą... dziś inaczej wygląda moje ,,rozumienie,, a sama droga i życie wyraża sie zupełnie w innych kategoriach niż kiedyś -dla mnie samej oczywiście

    pozdrawiam gorąco
    alaneiz

    OdpowiedzUsuń
  7. Anioły nie są stereotypowe jak ludzie je sobie wyobrażają, one są różne tak jak każdy z nas jest inny.
    Z energią Miłości :)
    Roni Tornado

    OdpowiedzUsuń
  8. Masz rację, są dość zróżnicowane, mają swoje sympatie i antypatie. Te przebywające blizej nas są do nas podobne, czasem nawet naśladujące nas w pewnych rzeczach (albo my ich). Te, które rzadko przebywają w pobliżu ludzi, a nawet naszej planety, czasem w naszych oczach zachowują się dziwnie, by nie powiedzieć jak dzikuski, których wszystko dziwi i ciekawi :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz