Szepczącej Szeptów kilka

Od wielu lat mniej lub bardziej kręcę się w pobliżu szeroko pojętej ezoteryki. Droga moja po tej materii jest jeszcze dłuższa i bardziej kręta. Zaczynałam, jak wielu innych. Zagubiona, nie pasująca do utartej koncepcji świata, poszukiwaczka siebie. Zaglądałam za różne kurtyny, czasem uczestniczyłam w jakiś spektaklach zwanych magią, New Age, uzdrawianiem czy wróżbiarstwem. Zapierałam się, że zawsze magia, że nigdy nic innego. Potem przyszło inne i też się zapierałam, że to i nic innego. Dziś się nie zapieram. Dziś po prostu idę przed siebie przyjmując to, co przychodzi do mnie. Jestem inna, niż wczoraj i inna niż będę jutro. Raduje mnie sam fakt kroczenia, poznawania i rozwoju tego, co we mnie.
Przyglądam się spotykanym w tej drodze ludziom. Są jak zwierciadła. W tak wielu odnajduję wcześniejszą mnie. Są jak niegdyś ja, poszukiwaczami siebie, naćpanymi wiedzą z książek, for i milionów stron w sieci, nafaszerowani nie swoimi mądrościami. Będących w jakimś konflikcie, najczęściej ze sobą, a przy okazji z całym światem. A do tego suto okraszeni ego walczącego o równouprawnienie z krytykiem wewnętrznym. Rozpaczliwie szukają swego Mistrza, Nauczyciela, Guru, a kiedy wytypują już kandydata na to stanowisko, poddają ostrej krytyce za niespełnione oczekiwania. Bo oczekują nie tego, co może im dać, lecz gotowych rozwiązań lub magii, która załatwi wszystko. A to się tak nie da.
Obserwuję tych poszukiwaczy. Czasem wtrącę słowa, które prowadzą do celu jak w zabawie „Ciepło – Zimno”. Niektórzy nawet się kuszą zajrzeć za wskazówkę z napisem „Ciepło”. Niestety za nią nie ma gotowych rozwiązań, poprawiających nasz los i życie w pięć minut. Nie ma cudu, który to sprawi. Jedyne, co znajdują to produkt z nalepką, że zmiana na lepsze gwarantowana tylko po zastosowania dodatkowego środka w postaci zmiany siebie. A to już nie jest drogą łatwą i bezbolesną, bo trzeba mieć odwagę spojrzeć w siebie i… Wymazać siebie. Tak, wymazać, bo aby zacząć tworzyć nowe, trzeba zrobić miejsce usuwając stare.
A to stare trzyma się dobrze i wcale nie chce odejść. Trzeba, więc nieźle się nagimnastykować by tego chwasta wyrwać z korzeniami. I być przygotowanym, że jak się go wyrwie, to zaraz zacznie się dostrzegać inne, które tez trzeba wyrwać. No, ale jeśli się chce iść dalej, to trzeba. Bo tkwiąc w iluzji i szukając nie tego, co trzeba daleko się nie zajdzie. Wiem, bo sama kilka lat dreptałam w miejscu, choć zdawało mi się, że idę dość szybko. Szłam, ale nie w tym kierunku, co trzeba.
Nie zapieram się, że moja droga jest jedynie słuszną. Jest taką dla mnie a i to tylko dziś. Jutro pewnie poznam nowe możliwości, bo te pojawiają się, co chwilę. Dla każdego z nas inne, ale warto czasem wykorzystać już te sprawdzone. Resztę i tak trzeba „przerobić” samodzielnie.

Komentarze