Zostać Mistrzem

W dzisiejszych czasach pojawiło się sporo różnych systemów skupiających się na rozwoju duchowym, często łączonych z metodami i technikami uzdrawiania. Systemy te korzystają z wiedzy i doświadczenia innych kultur, z mniejszym lub większym powodzeniem. Mamy, więc warsztaty i techniki „Twardej ścieżki” korzystające z technik pracy szamanów różnych tradycji. Mamy metody czerpiące z mądrości buddyzmu, taoizmu, zen, huny, jogi i wielu innych. Nie jest moim celem skupianie się tutaj nad problemem mieszania tych tradycji, bo to jest już indywidualna sprawa każdego. W zasadzie liczy się cel, a nie środki, jakie do niego prowadzą. A celem często jest szeroko rozumiane oświecenie i mistrzostwo, tu często zresztą rozumiane poprzez nauki zen czy Buddy.
Jednak czy tak naprawdę wystarczy nam zaliczyć kurs uzdrawiania Reiki, warsztaty twardej ścieżki czy kilka innych kursów prowadzących do rozwoju duchowego? Czy fakt, że na dyplomie ukończenia kursu napisano nam Mistrz, świadczy, że to mistrzostwo już osiągnęliśmy? Osobiście uważam, że nie, natomiast na pewno dostajemy narzędzie, które może nas do zamierzonego celu zaprowadzić.
Sama zajmuję się przede wszystkim pracą z systemem Reiki i na tym przykładzie się skupię, nie mniej podobnie jest tak w innych systemach oferowanych przez nauczycieli i trenerów rozwoju duchowego, jak i w indywidualnej pracy „samouków”.
Poziom i  energia jaką uzyskujemy podczas inicjacji na poszczególnych stopniach Reiki, a zwłaszcza na III stopniu – Shinpiden, to jedynie narzędzie, które daje nam możliwość wejścia na wyższy poziom duchowy, narzędzie pozwalające dążyć do oświecenia i mistrzostwa, w szerokim tego słowa znaczeniu.
Ale też jest to przede wszystkim bardzo ciężka praca nas samych nad sobą, a technika i wiedza jaką zdobywamy na konkretnej ścieżce może nam w tej pracy pomóc.
Mistrzem nie staniemy się poprzez inicjację czy uzyskanie dyplomu ukończenia kursu mistrzowskiego w danej ścieżce, ale poprzez pracę nad sobą, uświadamianie sobie siebie, własnych wzorców, a także praw rządzących światem. Jedność z naturą, medytacja, która pozwoli nam otworzyć się na własne wnętrze, duchowość i kontakt z duszą. Akceptację siebie takimi jakimi jesteśmy, wyciszenie emocji, szerokie postrzeganie siebie, innych i świata. Mistrz to osoba oświecona, świadoma, będąca ponad podziałami. Osiągnąć to może każdy z nas, niezależnie od posiadanych stopni Reiki, kursów uzdrawiania duchowego czy innych. Warto więc zachować dystans do siebie i innych, wykształcić w sobie empatię i duże pokłady tolerancji i zrozumienia, co wcale nie jest łatwe, ale i wbrew pozorom nie jest trudne.
Wybrany przez nas kurs, warsztat czy ścieżka daje nam pod tym względem bardzo dużo. Często staje się katalizatorem zmian. Jednak i na te zmiany trzeba być w pełni gotowym i przyjąć je. Dla przykładu w Reiki na poziomie III stopnia one już się dzieją niejako niezależnie od nas. W tym akurat systemie i na tym poziomie otwieramy się na potężne energie bardzo wysokich wibracji, a z chwilą kiedy podejmujemy decyzję o wejściu na ten poziom, energia zaczyna działać i dokonywać zmian w nas i wokół nas. Podobnie dzieje się w innych ścieżkach rozwoju duchowego.
Nie każda z tych zmian jest łatwa. Tym bardziej, że wiele z nich dzieje się na różnych płaszczyznach naszego świata. Poczynając od nas a kończąc na naszym otoczeniu. Nagle zaczynamy dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widzieliśmy lub nie chcieliśmy dostrzec,  często obserwujemy zmiany w sobie dotyczące rożnych sfer życia, przede wszystkim życia duchowego. Szukamy nowych dróg, możliwości, szerzej i obiektywniej zaczynamy patrzeć na świat.
Najważniejsze  zmiany zachodzą w nas samych. Mogą wyjść na jaw rzeczy z przeszłości, które powodowały w nas ból, blokady. Pojawiają się też chwile trudne i bolesne, ale to droga do czegoś lepszego, wspaniałego dla nas. To jak droga do wolności.
Najważniejsze by po inicjacji, zaliczeniu kursu, odbyciu warsztatów nie osiadać na laurach i pławić się w posiadanym tytule Mistrza (czy innym analogicznym), ale aby skupić się na swoim wnętrzu, mieć odwagę zagłębić się w siebie. Zrobić w sobie i swoim życiu bardzo radykalne wielkie sprzątanie.
Nie patrzeć na świat z nieco wyższych półek, bo przecież my już wiemy, rozumiemy i mamy własną prawdę. To zresztą bardzo częsta pułapka w którą nas popycha nasze ego. Nagle stajemy się dla innych wzorem, nauczycielem, znajdują się osoby, które chłoną każde nasze słowo, a my nawet nie zauważamy kiedy osiadamy na laurach. Często też na tyle mocno utwierdzamy się we własnej słuszności postrzegania świata, także tego duchowego, że ścieżki innych po prostu uważamy za śmieszne, błędne czy zwyczajnie głupie, przynoszące więcej szkody, jak pożytku. A przecież dążąc do mistrzostwa i oświecenia wchodzimy na poziom ponad podziałami. Poziom akceptacji siebie i świata takim jakim jest. A jest taki, jakim tworzymy go wszyscy. Także z różnorodnością jego rozumienia i postrzegania. Tu nie ma już lepszych czy lepsiejszych prawd, bo każda jest równie prawdziwa, a słowa są tylko kodami do zrozumienia i pokazania czegoś, czego często nie da się w żaden sposób opisać. Nie mniej staramy się, bo w naturalny sposób chcemy się z innymi dzielić wiedzą i doświadczeniem, a także stajemy się drogowskazami dla innych.
Jeśli posługujemy się cytatami innych, które uważamy za wartościowe i coś ze sobą niosące, to zastosujmy taka mądrość najpierw do siebie, by nie były to jedynie puste słowa.
Ja sama swego czasu uległam kilka razy iluzji własnego mistrzostwa i własnej nieomylności, bo wszak dyplom Mistrza Reiki to już jest coś. Na szczęście udało mi się (z pomocą przyjaciół i bliskich, za co im bardo dziękuję) dostrzec pułapkę w jaką wpadłam i zacząć się z niej uwalniać. Dzięki temu nauczyłam się (i wciąż uczę), że moje postrzeganie świata jest tylko moje i najlepsze dla mnie, nie musi jednak takim być dla innych. Przy okazji uświadomiłam sobie, że dążenie do oświecenia, a przede wszystkim własny rozwój to praca na całe życie. Niby proste i oczywiste a jednak często zapomniane. Bo nie wystarczy coś przepracować w sobie raz, zaliczyć proces oczyszczania, zdobyć kolejna wiedzę. To dopiero początek drogi własnego mistrzostwa.

...........................................
Ilustracja:   Obraz "Odradzam sie do siebie",autorstwa Adrianny Karimy nauczycielki Vedic Art

Komentarze

  1. całkowicie sie z toba zgadzam,jest jak piszesz,moja scieżka rozwoju przebiega podobnie jak twoja,ciagle sie ucze i mam podobne spostrzeżenia,ale jest jedna mała róznica,nigdy nie uczęszczałam na zadne kursy,bo papier nie był mi potrzebny,wiec nie miałam ''chwili euforii',zachłyśnięcia się..
    dochodzac do wszystkiego sama,moze zabiera mi to wiecej czasu, energii,prób,niemniej moje WIEM - wynika - bo doswiadcze - wtedy na pewno wiem- nie jest to wyczytane,przekazane przez kogos...
    nie moge sie na portalach pochwalic dyplomami,osiągnietymi stopniami w duchowosci....ale czy komus kto rozwija sie dla siebie jest to potrzebne????

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba jednym z podstawowych pułapek, w jakie mogą wpaść osoby, o których piszesz (a więc i w pewnym stopniu także i ja) jest dążenie do doskonałości, do mocy dla samej mocy. Szukając czegoś, nawet nienazwanego zawsze tworzymy sobie wizerunek tegoż, czy to mistrza, czy oświecenia, czy nadnaturalnych zdolności. Jest to jakby strażnik progu, po przekroczeniu którego słowo "mistrz", "budda", "oświecony", "szaman" przestają być etykietkami, czymś upragnionym samo w sobie. I nie napiszę tu, że moc, mądrość i tak przychodzą pomimo, lub nawet dzięki temu, że przestajemy ich pragnąć, do nich dążyć. Powiem nawet, że nie przychodzą lub przychodzą a potem odchodzą. Że pewnego dnia uzmysławiamy sobie, iż tak na prawdę jesteśmy głupcami (0), a więc stajemy się wolni od balastu ocen, pragnień, dążenia do tego czy tamtego.
    Pragnienia są motorem zmian, ale prowadzą tylko do większych pragnień. Oto wytrwały uczeń zostaje mistrzem. Oto nauczyciel przyciąga uczni. Oto mistrz zakłada szkołę i pisze mądre księgi. Oto jego nauki idą w świat zmieniając ludzi i sam świat. Oto mistrz umiera, a jego ciało zamienia się w proch. Oto mijają tysiąclecia i nikt już nie pamięta, że istniał ktoś o imieniu Szept, Nes, a kamień wciąż leży w tym samym miejscu wygrzewając się na Słońcu, raz na kilkaset lat przewracając się na kolejny bok, dzięki uprzejmości ziemi... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam
    Bardzo fajny artykuł. Widać, że pisany przez osobę, ktora "podróżuje" duchową ścieżką i rzeczywiście się rozwija duchowo :))
    Gratuluję :))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz