Baśń o łuczniku, co umiał Śmierć zatrzymać.




W dawnych czasach, na dalekiej północy, gdzie strome góry ostrymi skałami odgradzały ląd od morza, a lasy nawet zimą pozostawały zielone, żył pewien młody łucznik imieniem Yrvem. Był on najlepszym myśliwym z drużyny swego jarla, Ulvego Potężnego. Jego strzały nigdy nie chybiały celu, a w zawodach łuczniczych nie miał sobie równych. Yrvem mimo popularności i szacunku, jakim się w grodzie jarla Ulvego cieszył, był samotny. Żadna z dziewcząt nie roznieciła w nim ognia, mimo, iż osiągnął on już dawno wiek męski. Nie lubił też gwaru biesiad i jeśli nie musiał być na nich z obowiązku, wolał ze swym łukiem po okolicznych lasach i na pobliskich fiordach czas spędzać. Tamm go ciągnęło, tam uczył się świata, słuchał Duchów i tam serce jakąś tęsknotą go gnało.
Zdarzyło się tak, że podczas jednej z takich samotnych wędrówek Yrven dotarł nad odległy strumień, wypływający spod  samej góry. Ujrzał tam dziewczynę wyjątkowej urody. Ona także go ujrzała, ale było już za późno by się mogła schować. Toteż oboje stali nad strumieniem bez ruchy, wpatrując się w siebie.
Nagle jednak powiał chłodny wiatr. Dziewczyna drgnęła i powiedziała cicho:
- Odejdź stąd Yrvenie, zanim mój ojciec odbierze ci oddech.
Młodzieniec zdziwił się, że dziewczyna zna jego imię ale wiedziony jakimś instynktem skinął jej i obiecawszy, że wróci, wycofał się w głąb lasu.

Od tego dnia łucznik często przychodził nad strumień. Tajemnicza dziewczyna czekała tam na niego. Nie minęły trzy Księżyce, a młodzi poddali się czarowi miłości. Voranna, bo tak miała na imię, wzbudziła w Yrvenie ogień, za którym tęsknił. Jednak nie mogła z nim do grodu wrócić i o sobie niewiele mówiła, choć młodzieniec domyślał się kim była.
Poszedł nawet w tej sprawie po radę do mieszkającej blisko osady Seidkone[1]. Pokazał jej pierścień, który dostał od ukochanej.
Stara szamanka wzięła do ręki klejnot aż dreszcz ją do samego serca przeszył. Dla pewności rzuciła jeszcze runy, na gałązkach wyryte, w ogień i w wodę spojrzała i odrzekła:
- Pani twego serca nie z tego świata pochodzi, przynależy do kraju Duchów. Ale ścieżki jej zimne i twarde, nie zielone i radosne, jak ścieżki życia. Ogień w tobie rozpala, ale jej ojciec i bracia gaszą go w innych. Ona jednak jest owocem uczucia, w które rozum wierzyć nie pozwala, a które się zdarzyło. Tylko ten, kto spojrzy w oblicze jej ojca bez lęku, godzien będzie jej ręki. Bacz jednak na cenę, jaką przyjdzie ci zapłacić. Wieki nie muszą okazać się darem, a przekleństwem.
- Moja miłość do niej i ogień jaki rozpala wart jest każdej ofiary.
- Jeśli weźmiesz ją do swego domu, przestaniesz być tylko łucznikiem, staniesz się też posłańcem.
- Niech i tak będzie, jeśli dzięki temu razem z Voranną ogień bezpieczny nasz dom ogrzewać będzie.
I tak Yrven udał się na poszukiwanie ojca Voranny by spojrzeć na niego bez lęku i o rękę córki błagać.
Rok przemierzał świat, tracił już nadzieję. Był  w drodze do domu, do ukochanej, gdy okręt, którym podróżował wpadł w szpony sztormu. A straszny był gniew duchów morza. Szarpały okrętem niczym łupiną orzecha, rzucając go coraz bardziej w stronę ostrych skał.
Ludzie w panice modły wznosili. Tylko jeden Yrven spokojnie czekał. I w chwili gdy potężna fala już miała rzucić statek na skalisty fiord, czas się zatrzymał. Wszystko zamarło bez ruchu, otuliło się białą mgłą.
- Nie obawiasz się mnie, ale czuję twój szacunek. – Odezwał się niski i dudniący głos i z mgły wyłonił się wysoki mężczyzna w czarnej szacie.
- Tak, władco Duchów Śmierci. Nie lękam się ciebie, bo jesteś przeznaczeniem wszystkiego, tak mnie, jak i góry wysokiej. Szanuję cię, tak jak szanuję Życie. Lecz ani ono ani moja chwila ostatnia nie będą pełne, jeśli nie doświadczę miłości. Tę zaś daje mi córka Twoja Voranna, owoc miłości Życia i Śmierci.
- Tak, jej matka jest esencją samego życia, ale Voranna i moją moc w sobie nosi. Jakie czeka ją życie pośród tych, którzy boją się śmierci, a jednak i życia szanować nie potrafią?
- Życie wypełnione miłością, panie.
Śmierć przyjrzał się łucznikowi, dojrzał w nim pasję, siłę i szczere uczucie.
- Abyś mógł żyć z Voranną jak mąż i żona w świecie ludzi, będziesz musiał oddać swoją śmierć na tysiące lat. W darze ślubnym dam ci moc zatrzymywania mnie, przez jedno twoje ludzkie życie. Ale korzystaj z tego daru mądrze i rozważnie. Voranna będzie też mogła mnie wezwać na twoją prośbę, wtedy mnie nie zatrzymasz.
- Dziękuję, panie.
Z mgły wyłoniła się też jaśniejąca blaskiem kobieta.
- A ja błogosławię ci darem odczyniania zła. Twój łuk i twoja siła przepędzą to co mroczne. Moja córka będzie cię wspierać.
- Dziękuję, pani.
Śmierć i Życie odeszli a statek zamiast roztrzaskać się o skały opadł łagodnie w stronę zatoki.
Yrven pojął za żonę Vorannę i wziął ją do swego domu, gdzie zawsze palił się ciepły i przyjazny ogień.
Wypełniał jednak posłannictwo – dar od teścia. Zdarzało się, że zawracał króla Duchów Śmierci sprzed progów czyichś domów. Zatrzymał go tez przed łożem swej chorej matki. Jednak rok później ujrzał jaki popełnił błąd. Matka Yrvena wciąż żyła, lecz nie przestała cierpieć w chorobie. Az w końcu sama zaczęła syna błagać  o śmierć.
Yrven długo w nocy płakał tuląc twarz w kolanach Voranny. Rankiem poprosił żonę o wezwanie ojca.
- Nie byłem rozważny. – Przyznał przed Śmiercią. – Chciałem zatrzymać przy sobie matkę, choć czas jej nadszedł już dawno temu. Nie pozwoliłem jej żyć w moim sercu i pamięci, w obawie o własny ból. Ten jednak się z czasem wypali, a miejsce mojej matki jest już w Kraju Przodków.
Śmierć skinął ze zrozumieniem i zgasił ogień oraz cierpienie matki Yrvena.
On sam od tego czasu bardzo rozsądnie korzystał z darów. A pomagała mu w tych wyborach ukochana żona, która okazała się być też bardzo mądrą. Nic się przed jej wzrokiem i mądrością nie ukryło.
Wspólnie z mężem chronili domowe ogniska nie tylko pod swoim dachem. Nie raz stawali się tarczą dla mrocznych sił, które z głębi lasów chciały się wydostać, a czasem wzywali Śmierć, gdy czyjś czas nadchodził.
A gdy jedno ludzkie życie Yrvena zbliżało się do końca, oddał on swoją śmierć ojcu Voranny. Ona sama postanowiła oddać też swoją, gdyż jej miłość do męża była tak wielka. Król Duchów Śmierci się na to zgodził. I gdy małżonkowie wtulili się w siebie zamienił ich w pierwszy Cis, co tysiące lat żyć może, a moc jego Śmierć i Życie łączy w sobie. I siłę te Yrven i Voranna dali swoim potomkom, cisom wiecznie zielonym.
Rankiem w miejscu gdzie był wcześniej dom łucznika, mieszkańcy grodu ujrzeli drzewo zielone. Rośnie ono do dziś, choć Słońce tysiące razy już zasypiało i się budziło.
Ludzie zaś z cisowego drewna łuki robią, amulety ochronne tworzą i sadzą go na drodze do Kraju Przodków,  by zły los odwracać, od demonów chronić. Ostrożnie jednak z nim się obchodzą, pamiętając, że drzewo to wciąż może z darów Króla Duchów Śmierci korzystać.


[1]Seidkone - szamanka

...................................................
Ilustracją jest karta runiczna runy Eihwas - Cis. Z talii Voenix

Komentarze