W czasach gdy zimne lody wróciły na Północ, a ciepło i deszcze znów użyźniały ziemię, ludzie zaczęli osiedlać się w stałych miejscach i łączyć w coraz większe plemiona.
W jednym z takich dużych plemion rządził Hakiv zwany sprawiedliwym. Miał on córkę, piękną Ivy[1], którą ukochał nad życie. Niczego jej nie odmawiał i rozpieszczał od dziecka. I choć klanem rządził mądrze i sprawiedliwie, miłość do córki zaślepiała go. Nie zauważał szkód, jakie wyrządzało to zaślepienie. Ivy bowiem wyrosła na pannę piękną i powabną, ale krnąbrną i zapatrzoną w siebie. Przechwalała się swoim bogactwem i urodą. Chłopców z osady czarowała długimi złotymi lokami, powabem i pięknymi strojami. Ale rozpieszczona przez ojca pragnęła tylko mieć, nie rozumiejąc czym jest dzielenie się i wspólnota. Nie potrafiła kochać, nikogo poza sobą. Toteż mimo wysokiej pozycji społecznej, wielkiego posagu i urody, jakoś żaden chłopak z osady nie kwapił się do proszenia o jej rękę. Bardzo to złościło kapryśną Ivy, która przywykła do tego, że zawsze dostaje to co chce. Z tej złości zaczęła mówić, że żaden z chłopców nie jest jej godzien i jeśli za mąż wyjdzie to tylko za kogoś wyjątkowego.
W jednym z takich dużych plemion rządził Hakiv zwany sprawiedliwym. Miał on córkę, piękną Ivy[1], którą ukochał nad życie. Niczego jej nie odmawiał i rozpieszczał od dziecka. I choć klanem rządził mądrze i sprawiedliwie, miłość do córki zaślepiała go. Nie zauważał szkód, jakie wyrządzało to zaślepienie. Ivy bowiem wyrosła na pannę piękną i powabną, ale krnąbrną i zapatrzoną w siebie. Przechwalała się swoim bogactwem i urodą. Chłopców z osady czarowała długimi złotymi lokami, powabem i pięknymi strojami. Ale rozpieszczona przez ojca pragnęła tylko mieć, nie rozumiejąc czym jest dzielenie się i wspólnota. Nie potrafiła kochać, nikogo poza sobą. Toteż mimo wysokiej pozycji społecznej, wielkiego posagu i urody, jakoś żaden chłopak z osady nie kwapił się do proszenia o jej rękę. Bardzo to złościło kapryśną Ivy, która przywykła do tego, że zawsze dostaje to co chce. Z tej złości zaczęła mówić, że żaden z chłopców nie jest jej godzien i jeśli za mąż wyjdzie to tylko za kogoś wyjątkowego.
- Uroda moja nawet Duchy by zachwyciła. – Przechwalała się tupiąc w złości.
Pewnego dnia zapuściła się w tej złości aż do lasu. Zmęczona i zła zasnęła w cieniu drzewa. Zbudziła się przed zachodem słońca i ujrzała młodzieńca rosłego, który spoglądał na nią ciekawie.
- Kim jesteś? – Spytała nieco przestraszona, bo nie widziała go nigdy wcześniej w osadzie.
- Jestem Imaran. Mieszkam tu. – Powiedział uśmiechając się do niej ciepło.
- Nie spotkałam cię wcześniej.
- Bo nigdy nie wchodziłaś aż tu, do lasu.
- Jesteś panem drzew?
- Jeszcze nie. – Zaśmiał się. – Może kiedyś zostanę jakimś drzewem. Ale też bardzo chciałem poznać świat ludzi. Ojciec mój, Duch Lasów pozwolił mi czas jakiś być między wami. A gdy nadejdzie pora samemu zdecydować czy chcę być drzewem czy człowiekiem.
Ivy uśmiechnęła się w duchu na takie szczęście i zabrała młodzieńca do swej osady. Jej ociec oraz Starszyzna pozwolili mu zamieszkać między sobą, jednak za namową i prośbą córki Hakiv dał mu warunek, że musi poślubić Ivy. Tak się więc stało i nim miesiąc w Pełni na niebie dojrzał Ivy wyszła za mąż.
Imaran okazał się być młodzieńcem rozsądnym i spokojnym. Nie szukał z nikim zwady, za to każdemu chętnie pomagał. Był pracowity i ludziom życzliwy. Uczył się żyć między nimi, choć często nie rozumiał ludzkiego postępowania. Ivy pokochał, tak jak innych, z przyjaźnią i życzliwością. Chciał ją chronić i opiekować się nią, bo tak postępowali mężczyźni i tak nakazywało mu serce.
Nie zapomniał jednak o swoich korzeniach i często do lasu chodził. Pomagał swemu ojcu pielęgnować drzewa i krzewy. Miał między nimi wielu przyjaciół, których znał od orzeszków i nasion. Z którymi wyrastał i z którymi wspólnie odczuwał świat. Od nich uczył się bycia drzewem, a oni od niego poznawali świat ludzi.
Wracał jednak zawsze do żony, która nie lubiła jak zbyt długo w lesie zabawiał.
Coraz częściej robiła mu z tego powodu wyrzuty.
- Tu jest teraz twoje miejsce Imranie, przy mnie. Bo to ja daję ci rozkosz i uczę jak być człowiekiem. Ty jednak wolisz las i zeschłe liście niż moje wdzięki. Spróchniałe wierzby i wykrzywione sosny są dla ciebie piękniejsze niż ja. – Dąsała się z udawanym szlochem.
- To jest moja rodzina i przyjaciele, Ivy, tak jak ty. – Próbował tłumaczyć żonie, lecz ona tylko bardziej się dąsała.
Imran nie chciał by się smuciła, więc coraz rzadziej do lasu chodził, a jeśli już to na krótko. Czasem nawet żonie nie mówił gdzie bywał, lecz poznawała to po zaplątanym igliwiu i liściach we włosach.
I choć potrafił magią Duchów wszystkie kłótnie i swary między ludźmi gasić, tak jej jednej nie umiał zadowolić. Ivy bowiem gdy już coś miała, chciała mieć tylko dla siebie. Uczucia innych i potrzeby nie były dla niej ważne. Szczęście cieszyło ją tylko własne, o innych się nie troszczyła.
Imran trwał przy niej wiernie, nie narzekając na nic. Ale smutniał coraz bardziej. Zdawał się stawać powoli cieniem. Widzieli to wszyscy, poza jego żoną.
Zobaczył to też Hakiv Sprawiedliwy, ojciec pięknej Ivy. Nie wiadomo czy to smutek Imrana czy sam Duch Lasów zdjął wreszcie zasłonę z jego oczu, dość, że Hakiv ujrzał jaką kobietą stała się jego córka.
- To moja wina. – Przyznał łkając w rozmowie z zięciem. – Pozwalałem jej na wszystko, spełniałem każdą zachciankę, ale nie widziałem jak bardzo ją tym krzywdzę. Jak straszliwą kształtuję. Nie wiem czy jest jeszcze czas i nadzieja by Ivy odmieniła swe serce, ale ty mój chłopcze musisz dokonać wyboru. Poznałeś świat ludzi, jego jasne i ciemne strony. Poznałeś czym jest miłość, a czym kłamliwy egoizm. Poszukaj w sercu odpowiedzi, na jakich korzeniach chcesz swoją przyszłość zbudować. Odpowiedz sobie kim jesteś i jaka jest twoja natura.
Imran długo myślał nad słowami teścia. Poznał w sercu, że miłość do żony powoli w nim gaśnie z nieodwzajemnienia. Zaczynał rozumieć czym jest kłamstwo i chciwość. Spotykał je od 13 Księżyców życia między ludźmi. Nie tylko ze strony żony, ale też wielu innych ludzi. Widział Radę Starszych mamiącą obietnicami bez pokrycia mieszkańców osady, w imię czegoś, co nazywali wyższym dobrem. Poznał iluzje tworzone przez rodziców względem dzieci, w imię mniejszego zła. Poznał wiele innych usprawiedliwień i wyjaśnień na brak prawdy w słowach i sercach.
Poczuł też chłód, który spływał powoli od karku aż do stóp, przejmując dreszczem i dławiąc. Teraz umiał go już nazwać. Był to strach.
Spojrzał w stronę lasu, w którym się urodził, a potem w stronę domu, gdzie przy schodach stała śliczna Ivy. I raz jeszcze spojrzał na las.
Dziewczyna zrozumiała co się dzieje. Aż się zatrzęsła z gniewu. Nie zamierzała pozwolić by Imran wrócił na zawsze do lasu. Zbiegła do niego i uchwyciła się mocno, oplotła ramionami i zaczęła szlochać.
- Nie potrafię być człowiekiem, moja Ivy. – Powiedział ocierając łzę i odsuwając się od niej.
Mimo protestów, szlochów, dąsów i złości żony, Imran wrócił do lasu i przyjął w pełni własną naturę. Z czasem wyrósł na silne i potężne drzewo, głęboko zakorzenione w ziemi, z której magia brała swój początek. Z jego orzechów zrodziły się wiązy, które nosiły w sobie pamięć o ludzkich doświadczeniach Imrana. I na zawsze stały się ludziom przyjazne, pomagając im łagodzić spory, zawiązywać szczere przyjaźnie i sojusze. Uczą ich też widzenia i rozumienia prawdy, życzliwości i tolerancji.
Uśmierzają też bóle, leczą choroby, a gdy nadchodzi kres ludzkiego życia, odprowadzają nas do Kraju Przodków i nie pozwalając zawrócić z tej drogi.
Nigdy się jednak nie uwolniły od zaborczości Ivy. Ta bowiem, gdy Imran wrócił do lasu, nie zdołała się pogodzić ze stratą. Nie dostrzegała, że sama stała się trucizną, która zatruła jego miłość.
Tygodniami wracała do lasu, szukając drzewa, którym mógł stać się Imran, czepiała się kory, wspinała na gałęzie, ale nie umiała rozpoznać męża, gdyż nigdy nie poznała go sercem. W końcu w złości obudziła jakieś mroczne moce, które w każdym lesie śpią ukryte. Te zaś powiedziały jej, że tylko rośliny mogą odszukać siebie nawzajem. Ivy nie dostrzegła ich złośliwych uśmiechów i zażądała by ją zmieniły w roślinę, od której Imran się nie uwolni. Mroczne Duchy chichocząc spełniły jej prośbę i zamieniły w trujący bluszcz. Od tego czasu oplata on drzewa, wspina się po ich pniach i nie chce puścić. Ale nigdy nie wie, czy to Imran jest panem danego drzewa, więc wciąż go szuka.
[1]Ivy w języku Suahili znaczy bluszcz
Agnieszka Cupak
...................................
Autor grafiki: Josephine Wall
Jak zawsze, piękna i mądra baśń :)
OdpowiedzUsuń