Odnaleźć się w Matrixie



"- Czym jest Matrix?
- Matrix jest światem, który postawiono ci przed oczami, by przesłonić prawdę.
- Prawdę o czym?
- Że jesteś niewolnikiem. Jak wszyscy inni urodziłeś się w kajdanach. W więzieniu, którego nie możesz poczuć ani dotknąć. W więzieniu umysłów." [Morfeusz i Neo z filmu "Matrix"]
Te słowa, ten film poruszył wiele... Umysłów. Ruchy New age, ezoteryczne, gnostyczne  szybko podchwyciły słowo Matrix i dziś określają nim ścieżki inne niż swoje. Ogół ludzi to niewolnicy Matrixu, nieświadomi, śpiący, lub  zwyczajnie ci, co nie wiedzą. Osoby mające świadomości  istnienia Matrixu to przebudzeni, oświeceni, czy świadomi.  Nazwy jak nazwy, dzielące ludzi na tych co wiedzą i tych co nie wiedzą, często na lepszych i gorszych.  Powstają nowe koncepcje boga lub bogów, nowe nazwy, nowe doktryny, nowe prawdy (często jako jedynie słuszne). Powstają nowe Matrixy.

Tak to właśnie wygląda patrząc z boku. Niby wszyscy mówią podobnie, ale jedni negują drugich, drudzy pierwszych i trzecich, a iluzja jakiej ulegają, jest niczym innym, jak kolejnym Matrixem.
Bo w sumie w czym lepsza jest prawda którejś z gnostycznych dróg od animistycznej koncepcji świata czy chrześcijańskiej wizji miłości? Dlaczego taoistyczna droga jest prawdziwsza od nurtów zen? W czym kosmologia drzewa życia ma być bliższa faktom niż kosmologia oparta na budowie atomu?
A może jest tak, że nasze małe, wewnętrzne Matrixy są równie prawdziwe i jednocześnie równie błędne jak wszystkie inne? Może lepiej posłuchać swego serca niż głosicieli światła na portalach społecznościowych? Wszak świat wydaje się od zarania dziejów, w całej swej krasie podlegać pewnym dualizmom. Mamy więc świat męski i żeński, mamy życie i śmierć, mięsożercy zjadają roślinożerców, rośliny walczą o promienie słońca, światło walczy z cieniem, po nocy jest dzień, po porze suchej deszczowa, itd. Dlaczego zatem w imię nowej mody mamy siebie i świat odzierać z balastu wewnętrznego cienia w imię niezrozumiałej przez większość miłości i światłości? W imię czegoś, co staje się pastelowo tęczowymi obrazkami w social mediach, a co nie koniecznie jest wyborem własnym. Czy to nie kolejny Matrix, tyle, że dla odmiany prześwietlony i posypany cukrem pudrem?
W co, więc wierzyć? Pewnie zapyta nie jeden. Wierzmy w co chcemy, co jest zgodne z naszym sumieniem, sercem, potrzebą. Bez dzielenia świata na obudzonych i śpiących, bo nie wiemy, czy obudzeni nie mają tylko innego rodzaju snów.
Skupiajmy się na tym, by żyć i działać w zgodzie ze sobą i swoim sumieniem. A jak nazwiemy bogów, własne wierzenia, kosmologie, nie będzie miało większego znaczenia. Wszak to też tylko stan naszego umysłu.
Ważne jest by w tych iluzjach, wierzeniach umieć odnaleźć siebie. Siebie prawdziwego. Nie osobę, która działa i funkcjonuje zgodnie z koncepcją innych. Rodziców, przełożonych, partnerów, polityków, mistrzów  duchowych czy guru. Jeśli powiemy, że Bóg jest w nas, to poczujmy tam jego obecność, a nie powtarzajmy slogany z cudzych obrazków udostępnianych w sieci. Dokonujmy świadomych wyborów i bierzmy za nie odpowiedzialność, a jednocześnie pozwalajmy hołdować odmiennym przekonaniom innych ludzi. Bez tego świat stanie się nudnym, mdłym miejscem.
Pozdrawiam
Szepcząca

Komentarze