Baśń o młodym Granie i obrońcach grodu


W dawnych czasach, gdy góry były młode, a morza cofały swoje wody, na gładkie wzgórza przywędrowali ludzie. Złożyli ofiary miejscowym duchom i założyli na zboczach gór grody, osady i wioski. Pracowali ciężko, szanowali Duchy i Bogów, bawili się całym sercem i potrafili śmiać się szczerze.
Byli pokojowo nastawieni do świata, nie w głowie mieli wojny, podboje i grabieże. Zadowalali się tym, co wyszło z pracy ich rąk, nie czuli potrzeby posiadania czegoś więcej. Matka Natura, Duchy i Bogowie dawali im dość by mieli gdzie ukryć się przed burzą i nie czuć głodu.
Ojcowie uczyli synów myślistwa i łowiectwa, matki córkom zdradzały tajniki tkania i gotowania, szamani przekazywali słowa duchów, a kapłani składali ofiary bogom. I wszyscy wrastali w zasiedlone ziemie. Przybywało kurhanów i pieśni, które uczyły młodych jak żyć uczciwie i godnie. Przybywało też dzieci, które wnosiły nową energię do społeczności.


Jednak świat w miejscu nie stał. Wokół gór i pagórków powstawały nowe osady. Plemiona jednoczyły się w coraz większe kraje. Zwłaszcza jeden szybko wzrastał w potęgę i siłę. Był to kraj ludzi ze Wschodu, rosłych i silnych, którzy ponad pracę bardziej ukochali szczęk broni. Pod wodzą swego księcia, który kazał zwać się Karlem Silnym, najeżdżali coraz to inne osady i grody. Kto im się sprzeciwił ten kończył marnie.
Armia Karla Silnego posuwała się stopniowo w stronę gór siejąc strach i śmierć.
W końcu dotarła do wielkiego grodu, znajdującego się na samotnej górze. Dziwne to było miejsce, pełne magii i duchów. Zboczy gór nie porastały ani drzewa ani krzewy, jedynie trawy i kwiaty. Żyzne gleby mieszkańcy obsiali zbożem, z którego zbierano obfite plony. Teraz jednak gdy wroga armia zbliżała się do nich, łany zbóż i aromatyczne kwiaty nie były w stanie dać ochrony mieszkańcom.
Gdy gońcy przynieśli wieści, że ostatnia osada z przedgórza padła pod mieczami Karla Silnego, mężczyźni z grodu zebrali się na wiec. Wszyscy, którzy już warkocz chłopięcy w ogień oddali i do grona męskiego po rytuale weszli mieli prawo się wypowiedzieć. Debatowali więc długo jeszcze po zachodzie słońca, zastanawiając się co zrobić. Byli myśliwymi, rybakami i rolnikami, nie wojownikami. Ale żaden z nich nie chciał pozwolić by ich matki, siostry, żony i dzieci zginęły lub popadły w niewolę.
Najbardziej żarliwie nawoływał do obrony młody Gran . Wiosną dopiero do męskiego grona wstąpił, ale hartu ducha, odwagi i siły mu nie brakowało. Był dumą ojca i matki, a dla brata wzorem. Teraz na wiecu, gdy wielu ze starszyzny nawoływało do opuszczenia grodu i ucieczki, on kipiał energią i zachęcał do obrony.
- W tej ziemi od pokoleń leżą prochy naszych przodków! – Zawołał, gdy nadszedł czas jego głosu. – Duchy tej ziemi nas karmią i dają schronienie od wielu pokoleń. Nasi bogowie tu nas przywiedli, a ojcowie tutaj domy zbudowali. Tchórzostwem byłoby teraz tę ziemię porzucić! Choćby i zginąć nam przyszło, krew przelać, nie możemy uciekać! Pora nam za miecz chwycić i bronić tego co kochamy! Ziemi i ludzi, którzy sercu drodzy.
- Gran chłopcze, odważne to i szlachetne co mówisz. – Odezwał się najstarszy z mężczyzn. – Ale nie jesteśmy wojami. Nie umiemy walczyć. Jak więc nam bronić grodu w polu szczerym, gdy nawet drzewo ochrony nam nie da?
- Nasi szamani i kapłani duchom i bogom ofiary złożą za przychylność i pomoc w walce. Wierzę, że domy i ziemię obronimy. Nasz gród nie zginie, a bracia i siostry przetrwają wolni. Spytajmy szamanów, co Duchy radzą.
- Mądrze mówisz, Gran, choć krew masz jeszcze młodą. – Poparł syna ojciec. – Spytajmy szamanów. Ja zaś u boku syna stanę z łukiem i mieczem.
Głosy się podniosły, zwłaszcza młodzi do walki się zapalili.
O świcie posłano więc po szamanów.
Ci kości i runy rzucili, w wodę czystą spojrzeli i przychylność Duchów wywróżyli. Najstarszy z nich wyszedł na środek między innych i powiedział:
- Duchy nie chcą tych ziem oddać Karlowi Silnemu, bo on braterstwa z Matką Ziemią nie szanuje. Jednak walka z nim nie będzie łatwa. Gród przetrwa, ale ci co na zbocza góry z bronią wyjdą, do domu nie wrócą. Ich krew stanie się złotem tej ziemi. A teraz słuchajcie co Duchy nakazują by gród obronić.
Szaman zaintonował pieśń a potem wręczył każdemu, kto znalazł w sercu odwagę by za miecz chwycić, ziarno magiczne, które od Duchów dostał.
Następnego dnia już z daleka widać było groty na drzewce nabite i stal mieczy armii Karla Silnego. Posłańcy najeźdźców z daleka krzyczeli wezwania do poddania się. Jednak mężczyźni z grodu nie poddali swoich domów i choć wiedzieli, że do nich nie wrócą, ruszyli wrogiej armii na spotkanie.
Otarli łzy pożegnania, ucałowali żony, matki i córki, synom opiekę nad rodzinami powierzyli i w bój ruszyli.
Gran matkę ucałował, ona zaś w ramionach długo syna tuliła. Nie chciała puścić w bój. Brata młodszego, który jeszcze warkocz chłopięcy zaplatał, uściskał i amulet odwagi mu wręczył. W końcu jednak za ojcem i dziadkiem ruszył i u ich boku w pierwszym szeregu obrońców stanął.
Poczuł ukłucie strachu w sercu gdy na ogrom armii wroga spojrzał, zaraz jednak się otrząsnął. W myślach bogów i duchy o odwagę poprosił. Od razu z samej ziemi, w którą głęboko korzenie zapuścił, moc w niego wpłnęła.
Nie miał jednak wiele czasu, gdyż wróg już ruszył w ich stronę. Wojownicy Karla Silnego z głośnym krzykiem rzucili się na obrońców. Ci jednak stali niewzruszenie, czekając z obnażonymi mieczami i wycelowanymi łukami na odpowiedni moment. W zupełnej ciszy i skupieniu.
Ta cisza zdezorientowała nacierającą armię. Wojownicy zwolnili bieg pod górę i przestali tak krzyczeć. Ale mieczy nie schowali i wciąż się zbliżali do linii obrony.
Gran odwrócił się na moment i spojrzał na matkę i brata, stojących na blankach murów obronnych grodu, potem spojrzał w niebo. Uśmiechnął się do słońca i wsunął do ust magiczne ziarno, które dał im szaman.
Podobnie uczynili pozostali obrońcy. I w tej samej chwili tuż przed mieczami najeźdźców zaczęły dziać się rzeczy dziwne. Tam gdzie jeszcze przed chwilą stali mieszkańcy grodu, teraz wyrastały drzewa. Silne i zwarte, o mocnych gałęziach najeżonych igłami. Nacierający mieczem ani kopią nie zdołali przedrzeć się przez gęsty las. Tam zaś gdzie zostawili rany w korze drzew, zaczynała się sączyć lepka żywica, zatrzymując tych, którym udało się przedrzeć za drzewa. Gdy tylko ich dotknęła zamieniali się w kępy suchych traw.
Pozostali widząc to, rzucali miecze i uciekali w popłochu. A drzew przybywało z każdą chwilą. Tworzyły już gesty las wokół grodu.
Karl Silny nie czekał dłużej. Przeraził się na widok tego co zobaczył. Nie chciał też ryzykować, że cała jego armia zamieni się w kępę traw.
W ten sposób mieszkańcy grodu, a między nimi młody Gran uchronili swoją ziemię i swoje rodziny. Sami jednak na zawsze pozostali zamienieni w las świerków, nazwanych tak od imienia młodego Grana.
Żywica drzew stała się dla mieszkańców grodu ich złotem, bo z niej, jak i z igliwia drzew robiono leki i maści, które kupcy sprzedawali w dalekich krajach. Świerki zaś dodawały ludziom odwagi i otuchy. Chroniły rodzime ziemie od złych duchów. I chronią do dziś, wszystkich, którzy potrafią usłyszeć w ich szeptach odważny głos Grana i reszty obrońców grodu.
Agnieszka "Wierzba" Cupak


.................................
Obraz autorstwa Dana Irving

Komentarze