[ Tę baśń dedykuję mojej przyjaciółce Agnieszce Sobel, która nie pierwszy raz mnie inspiruje twórczo. Tym razem opowieść zrodziła się za sprawą naszyjnika, który wykonała Agnieszka, a w którym jak zawsze, w jej pracach, zaklęta jest magia. Naszyjnik za zgodą Agi niech stanie się ilustracją do poniższej baśni.
A inne prace Agi można naleźć także tutaj: http://sopelka-art.blogspot.com/]
A inne prace Agi można naleźć także tutaj: http://sopelka-art.blogspot.com/]
Dawno, dawno temu, w czasach,
gdy ludzie byli jeszcze częścią przyrody i nie mienili się jej władcami, a lasy
i góry pełne były roślin i zwierząt, na dalekiej Północy większą część roku
władzę sprawowały dwa potężne Duchy. Czarnoskrzydła Idja władała nocą, a jej
małżonek Dalvi okrywał zimnem i śniegiem ziemię by spokojnie spała. Oboje
byli surowi, czasem gwałtowni, ale
sprawiedliwi i przestrzegali Prawa ustanowionego przez Wielkiego Ducha u
zarania dziejów. Kochali się też bardzo, a z tej miłości zrodziła im się córka,
podobna do gwiazdy, i takie też nadali jej imię – Nasti, co w ich języku
znaczyło właśnie gwiazdę.
Nasti dorastała pod czułą
opieką rodziców oraz poddanych im duchom natury. Była też bardzo ciekawa
świata, w którym żyła, toteż czas spędzała głównie na leśnych gonitwach i
spacerach, albo na zdmuchiwaniu śniegu z górskich szczytów. Wyszukiwała zielone
gałązki pod białym puchem i zanosiła je leśnym zwierzętom. Sprawdzała
niedźwiedzie gawry czy aby spokoju śpiącym nikt nie zakłóca. Bawiła się z
duchami rzek i strumieni, które odpoczywały zatrzymane lodem na zimę. A w
najgorsze mrozy ocieplała suchymi kępami traw i liści zostałych z jesieni
ptasie gniazda.
Często się śmiała i tańczyła na śnieżnych zaspach. A śmiech jej przypominał delikatne dzwonki sopli lodu w górskich jaskiniach.
Rzadko jednak zapuszczała się
dalej na południe, gdyż za granicą wiecznych śniegów władza jej ojca była
ograniczona w czasie, tak jak i władza jej matki. A ich opieka dawała jej
poczucie bezpieczeństwa. Toteż większą część roku spędzała w towarzystwie
białych niedźwiedzi, kruków i polarnych lisów na samym krańcu Północnego Lodu.
Zimą zaś czasem zapuszczała się w lasy Południowych zboczy gór i skrajów tamtejszych
wąwozów, by doglądać śpiących wówczas zwierząt i wspomagać te, których Matka
Natura nie obdarzyła łaską zimowego snu.
I pewnej zimy zdarzyło się, że
Nesti w pogoni za małym renem, zapuściła się dalej niż kiedykolwiek wcześniej,
aż do kraju zwanego Sapmi[1].
I tam usłyszała rytmiczne dźwięki i śmiechy oraz śpiewy, jakich nigdy nie
słyszała. Zaciekawiona ostrożnie poszła za tym głosem i ujrzała istoty podobne
z budowy do niej, lecz jakże odmienne. Zdawali się jej być ciężcy jak
zwierzęta, bo jak one zostawiali głębokie ślady w śniegu. Przeczuwała w nich
też siłę niedźwiedzi i moc stadności wilków, mądrość kruków i spryt lisów. Ale
i łagodność jaką oznaczały się sarny i jelenie. Tak różni, a jednocześnie tak
bardzo podobni do niej i Duchów, które znała. I też się śmiali i tańczyli, choć
ich pieśni były inne. Mieli też bębny i grzechotki, flety i rogi. Ale najbardziej
urzekły ją śpiewy, rytmiczne, gardłowe, przeszywające dreszczem. Zwłaszcza
jeden ze śpiewaków przykuł uwagę Nasti. Jego pieśń wybijała się ponad inne,
czystym, z samej duszy płynącym rytmem. Jej słowa opowiadały o miłości, którą
ów śpiewak przeczuwał, a którą wzywał. I stało się tak, że serce Nasti
odpowiedziało na ten zew.
Od tego czasu dziewczyna często
podchodziła blisko ludzkich jurt, albo szła za nimi, gdy pędzili reny. A
ponieważ niewiele o nich wiedziała, przyglądała się też ich życiu i zwyczajom.
Najbardziej jednak wypatrywała młodzieńca, którego ujrzała tamtej nocy, przy
blasku ognia.
Pewnego dnia, tuż przed końcem
roku, gdy ludzie wyczekiwali już powrotu światła, Nasti jak każdej nocy podeszła
blisko ludzi. Poznała ich już na tyle, że umiała odczytywać ich emocje, gesty i
zwyczaje. Toteż zorientowała się, że cała ich grupa szykuje się do jakiegoś
święta. Ucieszyła się na to, bo tęskniła już za śpiewem i muzyką ludzi, a
zwłaszcza jednego śpiewaka.
Całą noc grał on na swym
owalnym bębnie, na którym narysował Drzewo Światów oraz symbole, z których
rozpoznała tylko znak ojca i matki. Śpiewał też pieśni, w tym te o miłości,
które tak ją urzekły. Tym razem więcej jednak śpiewał o czymś, co ludzie
nazywali Słońcem, a czego nie znała.
Trwała tak zapatrzona w
śpiewaka do świtu. A gdy ten nadszedł poczuła na plecach żar, a na świat
rozlało się światło. W tej samej chwili śpiewak spojrzał w jej stronę i ujrzał
między dwiema gałązkami drzewa pierwszy promień Słońca Nowego Roku, ale też
szafirowy blask Gwiazdy. A z niego wyłonił się obraz dziewczyny o białych
włosach i oczach niczym lód srebrzysty w Księżycu. I duszę jego wypełniła pieśń
żaru i miłości, wystrzeliła z niego kruczym cieniem i wzbiła się do lotu. A
Nastii widząc to uniosła dłonie i wzbiła się śnieżnym pyłem ku niemu.
I w chwili gdy narodziło się Słońce
oboje pochwycili swe dłonie.
Jednak wtedy jakaś siła
pochwyciła ją i uniosła daleko od niego. Usłyszała tylko, jak jej ukochany
krzyknął.
- Odnajdę Cię Gwiazdo
Wieczorna, na moje krucze imię, czekaj mnie!
Dalvi, on to bowiem wyrwał
córkę z ramion człowieka bardzo się rozgniewał. Cały dzień ciskał burzowymi
chmurami śniegu i dopiero nocą gdy jego żona rozpostarła skrzydła uspokoił się.
- Córko, to człowiek, jest
śmierci podległy, nie da ci szczęścia – Powiedział już spokojniej.
- Wiem ojcze, ale moja dusza
jest przy nim szczęśliwa.
- To człowiek!
- Tak, ale będzie szamanem,
bowiem mnie ujrzał, a dusza jego jest niczym kruk. – Zapłakała.
Rodzice długo radzili co mają
zrobić. Nie mogli zmienić uczuć córki, a z drugiej strony obawiali się o nią.
Tym bardziej, że sami liczyli czas w eonach, a ludzkie życie zdawało im się
mgnieniem spadającej gwiazdy. Jednak w oczach Nastii płonął blask, gdy mówiła o
ukochanym.
Następnej nocy Dalvi i Idja
udali się do krainy Sapmi i odnaleźli plemię młodzieńca. Ujrzał ich tylko stary
szaman, a rozpoznawszy kim są, skłonił się nisko.
- Szukamy śpiewaka o kruczym
imieniu. – Odezwała się Noc
- Pani, Garanas odszedł w nocy
do Krain Za Zasłoną, Kruki Gwiazdy go prowadzą, tak powiedziały mi Duchy.
Spotka go ból i śmierć, a gdy wróci, jeśli wróci, zajmie moje miejsce. Teraz
jednak jest tu tylko jego ciało.
- Nie wróci sam Stary Busso. –
Zapowiedział Mróz i oboje z Nocą odeszli.
Garanas wędrował aż rok, zanim
dotarł na kraniec lodu. W tym czasie po trzykroć umierał. Pierwszy raz w
zimnych wodach Północnego Oceanu. I byłby zginął na zawsze, gdyby nie promień
gwiazdy, którego się chwycił. Potem stoczył walkę z dwoma krukami, w której
utracił lewe oko, ale zyskał za to widzenie w to co istnieje naprawdę, choćby i s ducha utkane było. Na
koniec sam Pan Zimy i Mrozu Dalvi zamroził go do samych kości. Ale Garanas
chwycił się wspomnienia chwili gdy ujrzał między gałązkami drzewa pierwszy
promień słońca i blask Nasti. I miłość do Słońca i do Gwiazdy rozgrzała mu
serce, a to roztopiła lód kości i ciała. Wtedy Dalvi i Idja oddali mu swą córkę
za żonę i pobłogosławili ich związek.
Zanim jednak Garanas i Nasti
wrócili do ludzi, młodzieniec spędził kolejnych 7 lat w domu swych teściów. W
tym czasie uczył się od nich i innych duchów wszystkiego, co szaman umieć
powinien. Poznał siebie i zwyciężył swoje lęki, nauczył się rozpoznawania duchów,
a nawet dostał w darze umiejętność poruszania się bez zostawiania śladów na
śniegu. Po tym czasie umiał uzdrawiać, rozumiał mowę zwierząt i roślin, znał
rytuały ofiarne, którymi mógł przebłagać żywioły. Znał też zaklęcia, którymi
odpędzał demony i złe duchy. Przede wszystkim jednak poznał miłość, a tę
odnajdywał w oczach żony.
Oboje kochali się tak samo
mocno, jak przy pierwszym dotyku dłoni. Nocami, gdy Zorza polarna zawieszała
świetliste firany na skrzydłach Idaji, leżeli oboje wpatrując się w niebo.
- Spójrz – wskazywała czarny
pusty punkt na niebie, - tam brakuje blasku, który pozwalałby odnaleźć
zagubionym drogę do domu.
- Może kiedyś za sprawą
Wielkiego Ducha zalśni tam Twój blask najdroższa. – Mówił całując jej jasne
policzki. A potem śpiewał jej pieśni o miłości, polowaniu, o duchach i domu,
który razem stworzą.
Gdy Słońce miało się urodzić po
raz siódmy od dnia ich spotkania, Garanas i Nasti pożegnali dom Nocy i Mrozu. I
po długiej wędrówce dotarli do krainy Sapmi. Trwało tam coroczne święto powitania
Słońca i budzącego się do życia nowego roku. Stary szaman Bussa czuł, że jego
czas się dopełnia. Duchy przodków przyszły już po niego. Tuż przed świtem
złożył w obecności starszyzny swój kostur na piersiach Garanasa, oraz nóż
ofiarny. I odprowadzony przez Starszyznę na skraj lasu odszedł na Południe.
Nikt więcej go nie widział.
Z jurty zaś wyszedł obudzony i
silny Garanas, ale ku zdumieniu ludzi nie sam. Towarzyszyła mu piękna
dziewczyna, o włosach jak śnieg białych i oczach jak kryształy lodu. Miał też
ze sobą kostur i nóż starego szamana, toteż jemu przypadła rola złożenia w
ofierze dzika, aby Słońce mogło się narodzić.
Od tego czasu wraz z żoną
pełnił szamańską posługę. Wspomagały go radą i mądrością dwa Kruki. A lud
Krainy Sapmi radował się, bo nie miał jeszcze tak potężnego szamana. Żadne
choroby nie były im już straszne a demony i upiory trzymały się z daleka.
Lecz czas, który dla Nasti
zdawał się nie istnieć i który ledwie dostrzegała przy kolejnych świętach
Narodzin Słońca nie stał w miejscu dla Garanasa. I pewnej zimy szaman poczuł,
że jego ciało słabnie. Przywołał do siebie Nasti i długo tulił ją i kołysał w
słabnących ramionach. Ona zaś zrozumiała, że to, przed czym chciał ja ustrzec
ojciec, zbliża się nieuchronnie.
- Nie płacz Nasti, - Garanas
ocierał jej łzy. Dał jej też naszyjnik z wykutymi w srebrze gałązkami drzewa i
zaklętym miedzy nimi blaskiem pierwszego Słońca i Gwiazdy.
- Taką Cię zawsze w sercu
nosiłem, moja miła. Zatrzymaną w czasie chwilą, gdzie Słońce – syn dnia i
Gwiazda córka Nocy wskazują drogę do własnego serca. Dziś ostatni raz doczekam
narodzin Nowego Słońca, ale blask Gwiazdy poprowadzi mnie do Domu. Do Wielkiego
Ducha.
- Och Garanasie, mężu ukochany.
Poprowadzę cię byś nie zbłądził w ciemności. I będę czekała czasu, gdy znów się
spotkamy w Domu Wielkiego Ducha. – Odrzekła przełykając łzy.
- Będę tam na Ciebie czekał,
moja Nasti, mój duchu Gwiazdy.
Tej nocy Garanas przekazał
najstarszemu synowi szamański kostur i nóż ofiarny. Oboje z Nastii pożegnali
swoich synów i córki. Garanas ujrzał jeszcze pierwszy promień rodzącego się
Słońca i blask Nasti czekającej na niego. Zdało mu się, że miedzy tymi dwiema
gałązkami drzewa czas zatoczył koło i stanął w miejscu. I wówczas spojrzał w
czarną pustą otchłań nieba, którą zawsze pokazywała mu żona. Teraz lśniła tam
ona sama w blasku, którym wskazywała mu drogę. U jej boku kroczyła Wielka Biała
Niedźwiedzica. Toteż bez lęku ruszył w kierunku Północy, który mu wskazywała
żona.
Nasti i jej Niedzwiedzica
zostały już na zawsze w tym samym miejscu nieba, by wskazywać drogę zagubionym.
Żeglarze na morzach i wędrowcy na lodowych pustkowiach wypatrują ich, by nie
zgubić drogi. Dopiero w czasie gdy Prawo Wielkiego Ducha się wypełni, Nasti i
niedziedzica wrócą do jego domu, gdzie będzie czekał na nie Garanas i jego dwa
kruki.
Od tamtego czasu noc Narodzin
Słońca zaczęto nazywać Jul, od koła czasu, które się toczy nieustannie, a które
zamknęło się w naszyjniku Nasti. A na pamiątkę miłości człowieka i ducha, ci,
którym to uczucie nie jest obce, obdarowują się tej nocy upominkami. I choć
dziś nikt już nie pamięta historii Nastii i Garanasa, a ludzie i duchy nie
łączą się w pary, to jednak w tę jedną noc w roku, serce każdego człowieka wypełnia pieśń.
Rozbudza uczucia i tęsknoty, ogrzewa żarem. Już nie nazwana i nie
wypowiedziana, drga w nas promieniem Słońca i blaskiem Gwiazd.
................
Agnieszka Cupak
Agnieszka Cupak
Tak było....
OdpowiedzUsuń:*
<3 Było :)
OdpowiedzUsuńruszyc bez lęku tego mi teraz trzeba:)
OdpowiedzUsuńPo prostu piekna.
OdpowiedzUsuńOpowiem ją na naszym swięcie, Szepcząca.
OdpowiedzUsuń